sobota, 27 czerwca 2015

PRZYJACIELU... JA TU POCZEKAM! (Wakacje z psem i... bez psa).


Wakacyjne pobocza zawsze wyglądają tak samo... roi się. Roi się od Pań sprzedających truskawki. Zawsze wtedy pytamy "to już?" i mówimy "może by tak się zatrzymać i kupić koszyk?". Roi się od Pań sprzedających inne owoce... bardziej... osobiste - od pań kuszących swoimi wdziękami. Zawsze wtedy zwalniamy i komentujemy ich białe kozaczki na szpilce wbijającej się w ziemię i kabaretki, które określamy zwykle "burdelówkami". Roi się od młodych ziomków z tabliczką i wielkim plecakiem, który zaraz go przeważy. Mówimy wtedy "ciekawe, który jeleń się zatrzyma i go weźmie" albo "no... to sobie chłopaku postoisz"... Nic nas nie dziwi zbytnio ale jakieś emocje to wzbudza. Jesteśmy ludźmi szukającymi sensacji i pragnącymi konsumpcji, więc jakby mogło być inaczej. Jest jednak obraz, jeszcze bardziej oczywisty i związany z wakacjami niż te wszystkie panie i panowie razem wzięci... Pies na poboczu. Całkiem sam... bez żadnej tabliczki, bez plecaka, bez atrybutów pobudzających wyobraźnię. Pies, który bez tych wszystkich dodatków jest jeszcze bardziej wymownym punktem krajobrazu. Pies... obok którego większość z nas przejedzie bez słowa, bez komentarza, bez myśli nawet. Bo to tylko pies... A on sam się tu nie znalazł. I o ile każda z tych wyżej opisanych pań podjęła decyzję by sterczeć na poboczu, tak on wcale być tu nie chciał. I o ile każda z tych kobiet wie, że wróci dziś do ciepłego domu, o tyle on... nie wie nic. Ma tylko nadzieję.
Prosty obraz. Dwie identyczne rodziny - 2+2+pies. Tradycja, klasyka, jak zwał tak zwał. Dwie identyczne na pozór sytuacje - koniec roku szkolnego, upał, urlop, plany, bagaże, wyjazd... wakacje jednym słowem. Minimalne szczegóły zmieniają wszystko. W obu przypadkach dzieci to plastyczne masy chłonące wszystko jak gąbka. Malutcy przyszli przedstawiciele społeczeństwa kształtowani przez mamę i tatę - w końcu rodzice to wzór... Małe kopie rodzicieli.