środa, 21 października 2015

Lukrecja Borgia - nimfomanka i modliszka czy anielica z gołębim sercem? czyli "Córka Papieża" (Dario Fo) Vs seriale.

Świat kleru i uduchowionych rodzin powstałych zdecydowanie nie z niepokalanego poczęcia można zamknąć w jednym, niezwykle wymownym słowie - paradoks. O tym, że "ksiądz jest jedynym człowiekiem do którego tylko jego własne dzieci mówią wujku, kiedy każdy zwraca się do niego ojcze" wiemy od zawsze, a w 1480 roku zrodził nam się tego żywy dowód w postaci słodkiej, niewinnej jeszcze wtedy Lukrecji. Wiadomym jest też, że za grzechy rodziców płacą zawsze dzieci i nie mam tu na myśli grzechu nieczystości, od którego ma ponoć uchronić nas skropienie wodą, która ma w sobie więcej zarazków niż świętości. Rodzi się maleństwo ufne i czyste od jakiejkolwiek obłudy i już od samego początku nieświadomie daje się wplątać w sieć kłamstw, którą z niezwykłą precyzją tworzą ci, którzy mieli owoc swej miłości (może za daleko poszłam... owoc swego pożądania) kochać bezgranicznie i chronić przed złem tego świata. I nie dość, że kreują swoje potomstwo na marionetki, którymi dowolnie mogą sterować, to w czasie kiedy dziecko jest plastyczną masą podatną na psychiczno-psychologincze modyfikacje zostawiają na nich ślady swoich brudnych łap. Ślady, których trudno będzie się pozbyć przez całe dorosłe życie. Dziecko staje się naznaczone. Praktycznie z każdym dniem przyklejonych łatek przybywa. O tym ile oszczerstw jest w tych życiowych naklejkach przekonujemy się, kiedy bliżej poznajemy córkę papieża. Kim więc jest obdarta z pseudo dekoracji Lukrecja Borgia?